W Państwie Jedynym żyją ludzie, którzy zamiast imion mają symbole greckiego alfabetu i numery. O jednej godzinie wszyscy wstają z łóżek, idą do pracy, jedzą, zasypiają. Tak samo ubrani, zawsze zgodni i maszerujący radośnie ramię w ramię ku wspólnemu szczęściu. Ich światem rządzi ład, logika i jasno określone reguły. Każdy ma dom, pracę, zaspokojone potrzeby, nie ma biedy, bogactwa, różnic klasowych i rozterek – czy można by nazwać to rajem na ziemi?
W Państwie Jedynym indywidualność to choroba psychiczna, a jakiekolwiek odstępstwo od ogólnie przyjętego ładu – zbrodnia. Obywatele-numery zdają się więc być pozbawieni indywidualności… jak się okazuje, nie do końca. Jednak Dobroczyńca i działający z jego ramienia Urząd Opieki i na to znajdzie lekarstwo.
Książkę „My” nazywa się pierwowzorem dla takich tytułów jak „Rok 1984” czy „Nowy wspaniały świat”. Przyznam, że była to dla mnie trudna książka. Nie ze względu na problematykę, bo antyutopia i dystopia to lubiane przeze mnie klimaty; a ze względu na sposób narracji. Czasem ciężko było mi się przebić przez matematyczno-filozoficzne i do bólu logiczne podejście bohatera, ponieważ ja sama postrzegam świat w zupełnie inny sposób. W pewnym momencie jednak matematyka zaczęła zawodzić, a bohater przekonał się, że w życiu człowieka może istnieć coś więcej, niż ład, logika i jasno określone reguły.
W mojej opinii Państwu Jedynemu bliżej jednak do orwellowskiego Londynu, niż beztroskiego świata Huxleya… Jestem człowiekiem, który zdecydowanie wyróżnia się z tłumu i nigdy nie dałam się zamknąć w żadnej szufladce – indywidualność to dla mnie wyznacznik wolności i niezależności. To indywidualność pozwala tworzyć. Świat, w którym wszyscy wyglądają, myślą i żyją tak samo jest dla mnie naprawdę przerażającą wizją.
…a książkę polecam. :)