Dostałam ją jako polecajkę po HP, z adnotacją, że to dark fantasy i jest krwawo i mam się nie wystraszyć. O! Taki miał być ostatni tom Pottera, a nie lelum-polelum. Bo tak, jak w Scholomance, tak wyobrażam sobie zagrożenie magiczne.
Świat zewnętrzny jest tylko zarysowany, co jakiś czas dostaje urywki działania czarodziejskiej braci. Zabawę zaczynamy na trzecim roku i kończymy wraz z rozpoczęciem ostatniego dla El. Znaczy, Galadriel - super, że ktoś lubi Tolkiena, ale po szmirze od Amazonu tak mi źle się to imię kojarzy. Bohaterka tłumaczy zasady działania szkoły, zasady, które raz są dla mnie zrozumiałe, raz nie, ale mogę przymknąć oko na szkołę-maszynerię, gdzie poza uczniami nie ma nikogo żywego. Nikogo? No, są potwory, które tylko czekają na nierozsądne dzieciaki. Całość polega na tym, że dziatwa ma się uczyć, ma przeżyć, a podczas absolutorium udać się do auli i dosłownie wyrżnąć sobie drogę ucieczki przez hordę głodnego plugastwa. No bajer.
Bajer, bo mam tutaj te wszystkie pierdołki, które kocham z innych dzieł, a nigdy jeszcze nie uraczyłam ich w jednym miejscu. Są enklawy, prawie jak nienanoszalne miejsca; są kamienie jako pojemniki na moc; jest pożeranie cudzej many i pseudonekromancja, a najlepsze jest to, że w końcu ktoś wpadł na pomysł, że masz energię życiową i energię do czarowania i jak ci się ta mana skończy, to jesteś w czarnej dupie. Potter, Nathan Byrne i Hermaeus Mora - przerobieni i wciśnięci do szkoły.
Przyznaję, że nawet bohaterowie mnie nie irytowali, co się nieczęsto zdarza. El niby jest zimna i nieprzyjemna, ale ja czytam jej wynurzenia i wiem, że to dobra dziewczyna. Że chociaż korci ją zamknąć oczy i pójść w pizdu, odwraca się i idzie w stronę potwora, który aż się ślini na myśl zeżarcia bezbronnych pierwszaków. Jeszcze nie do końca rozumiem jej umiejętność, ale podejrzewam, że kolejny tom coś w tej kwestii dopowie. Orion, golden boy, faktyczny książkę-rębajło na białym koniu. Idealna przeciwwaga.
Co może odrzucać to sposób pisania książki. Niewiele dialogów, miejscami suchych dialogów i sporo, sporo rozmyślań El. Rozmyślań o szkole, o świecie, o magii, matce, Orionie też, i samej sobie. Ściany tekstu, gdzie nie ma dialogu. Dobra odtrutka dla przegadanych książek, choć na pewno znajdą się osoby, które się odbiją. Kolejną rzeczą jest fabuła, gdzie poza dwoma wyjątkami, właściwie nic się nie dzieje. Nic spektakularnego. A, no, i wszystko dzieje się w dwa tygodnie. Superszybko.
Więc - czy będę brnęła dalej? Będę. Bo mam kupioną całość. Ogólnie polecam się zapoznać, nawet jeśli ktoś stwierdzi, że to nie jego bajka. Warto dla ciekawie rozpisanego świata.