Czytałam już wiele książek świątecznych i zauważyłam, że nie we wszystkich jest to czas cudów, miłości i dobroci. Podejrzewam, że skoro jest to kryminał, to dlatego nie było tu niczego, co można by określić jako słodkie. Niestety opowieść jest ona nieco sztywna. Mamy rok 1935, więc dlatego postacie wysławiają się w tych dawniejszych klimatach. Niestety czasami opowiadając nam pewne rzeczy, wyrażają się w sposób mało komunikatywny. Nie zawsze docierał do mnie sens jaki chcieli przekazać, jakbym czytała ją w języku, którego nie znam. Podejrzewam jednak, że to było zamierzone, gdyż charakter wypowiedzi, zachowania i sposób bycia dla każdej z osób był inny. Natrafiając na osobę twardą, która uważała się za inteligentną, widzieliśmy, że starała się taka być, chciała by tak ją widziano i odbierano. Nie zdradzała jednak prawdziwej twarzy, była tym co myśli głowa, bez udziału serca. Jak nietrudno się domyśleć, dojdzie w tej opowieści do morderstwa. Główną postacią jest dziennikarka, więc będzie badała dla nas tą sprawę. Po opisach i jej spostrzegawczości zobaczymy, że nagłe zesłabnięcie przyszłego denata prawdopodobnie nie było przypadkowe. Zanim dowiemy się coś więcej, autorka wprowadza nieco zamieszania. Poznamy zarys życia tego starszego pana, co samo będzie nasuwało wnioski co do samej jego śmierci. Jednak czy to, co gadają inni zawsze jest prawdziwe?
Osoba dziennikarki jest tu najbardziej interesująca, bo gdziekolwiek się pojawi, to tak obserwuje otoczenie, że widzi wię...