"Metoda krokodyla" to pierwsza część serii "Bękarty z Pizzofalcone", której druga część miała niedawno premierę.
Główny bohater Giuseppe Lojacono został w rodzinnej Sycylii oskarżony o współpracę z mafią i karnie przeniesiony do Neapolu. Tam też rozgrywa się akcja książki. Gdy dochodzi do serii morderstw młodych ludzi policja podejrzewa mafijne porachunki, ale Lojacono jako jedyny ma inne zdanie na ten temat. Morderca na miejscach zbrodni pozostawia po sobie niecodzienny ślad - zużyte na otarcie łez chusteczki, przez co zyskuje sobie miano Krokodyla.
Ten włoski kryminał jest bardzo mroczny, czuć w nim gęstą, gorącą atmosferę włoskiej mafii. Krótkie rozdziały wyjątkowo nie przyspieszają tempa akcji, ale pokazują różne perspektywy, kilku bohaterów powiązanych z wydarzeniami. Już pod sam koniec książki, gdy rozpoczyna się wyścig z czasem akcja nieco przyspiesza, a pomimo to zabrakło mi w tej lekturze napięcia, i dreszczyku emocji. Sam główny bohater jest postacią nostalgiczną, zamkniętą w sobie. Jest błyskotliwy i inteligentny, ale też jak na głównego bohatera dosyć wycofany. Książka ma bardzo specyficzny klimat, który chyba nie do końca mnie przekonał. Nie czytałam jej z zapartym tchem, czekając co za chwilę się wydarzy. Przyznaję też, że dla mnie zawsze trudne jest rozpoznanie się w bohaterach książek nieanglojęzycznych - umykają mi nazwiska/przezwiska, do których zupełnie nie mam pamięci, a przez to czyta mi się bardzo ciężko bo najzwyczajniej zapominam kto jest kim, a im więcej bohaterów i przeskoków fabularnych z miejsca na miejsce, tym trudniej mi się czyta. Jest to zdecydowanie lektura dla fanów tego typu historii i takiego klimatu. Mnie niestety nie urzekła.