"Memories he bought" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Sandry Biel, ale już teraz wiem, że z pewnością nie ostatnie. Sięgają po tę książkę, nie miałam jakiś wygórowanych oczekiwań. Właściwie liczyłam tylko na to, że nie będzie to kolejna historia o nastolatkach, która będzie miała tyle luk fabularnych, że zabraknie mi palców, żeby je wszystkie policzyć. I nawet nie wyobrażacie sobie, jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że losy Aymee Martin i Shane'a Byrona to naprawdę świetna lektura! A wszystko zaczęło się od zapachu jaśminu, ozonu i benzyny.
Powiedzieć, że książka mi się podobała, to jak nic nie powiedzieć. Jestem nią po prostu oczarowana! Słodka, urocza, lekka i przyjemna, ale przy tym zwracająca uwagę na tak ważne tematy, jak ocenianie po pozorach, czy radzenie sobie z traumą. Myślę, że jest to doskonały przykład tego, jak powinno pisać się o nastolatkach.
Bardzo podobała mi się kreacja bohaterów. Aymee to dziewczyna, która nie lubi robić wokół siebie szumu. Woli spędzać czas w gronie najbliższych i czytać książki. Najbardziej na świecie uwielbia lizaki chupa chups i swojego psa Skittlesa (który swoją drogą jest niekwestionowanym głównym bohaterem całej historii). Aymee nigdy nie pogodziła się ze śmiercią matki, dlatego bardzo trudno jest jej zaakceptować fakt, że pozostali członkowie jej rodziny próbują ułożyć sobie życie na nowo. Natomiast Shane to troskliwy i niesamowicie opiekuńczy chłopak. Gdyby nie był taki młody, z pewnością t...