Czytając"Listy do córki" dowiedziałam się jak wielką wagę Francis Scott Fitzgerald przywiązywał do wychowania córki, jej edukacji, rozwoju intelektualnego i przyszłości a także jakich rad jej, jako dorastającej panience, udzielał. Rad, które, według niego, miały sprawić, że Scottie uniknie w życiu błędów popełnionych przez rodziców, czyli Francisa i Zeldy. Sporo miejsca w swych listach Fitzgerald poświęcał finansowaniu córki, która musiała mu się rozliczać skrupulatnie z otrzymywanych pieniędzy. Pisarz starał się uczyć Scottie gospodarowania swymi skromnymi zasobami finansowymi. Zadawał jej również wiele konkretnych pytań i oczekiwał na nie odpowiedzi.
Można by nawet rzec, że był zbyt wymagający jako ojciec a w ocenach jej zachowania surowy a nawet bezwzględny.
Listy te pisane w okresie hollywoodzkim pisarza ukazują czym się wówczas zajmował, jak mu szło przy pisaniu scenariuszy a także cokolwiek z nich można wywnioskować na temat jego kondycji zdrowotnej, chociaż tutaj jest raczej powściągliwy. Ale co jest w nich bardzo interesujące dla mnie, jako miłośniczki literatury ubiegłego wieku, to jego opinie na temat znanych mi książek i pisarzy, ale i tych, które chcę przeczytać, a które to opinie miały na względzie wyrabianie gustu czytelniczego u córki.
Zaskoczyło mnie np. jego negatywna opinia o "Niewoli uczuć" W. Somerseta Maughama, które czekają u mnie na czytanie, a które jak się zdążyłam zorientować mają wysokie oceny choćby na LC.
Ale tym bardziej...