Powiem wam, że książka wywołała we mnie wiele przemyśleń. Czytając ją z początku, wczytywałam się w sposób i czas powstania tej bajki, która zrodziła się z pomysłu zagubienia przez młodszego syna zabawki pieska. To właśnie wtedy olśniło mnie, że kiedy jest się kimś ważnym, wtedy cały świat staje na głowie, by co do joty odtworzyć ciąg zdarzeń jakie doprowadziły do powstania dzieła. Skład rodziny, miejsce przebywania oraz nawet pogodę, którą opisał ze względów występujących u nich autentycznie. No dobrze, mnie te rzeczy również interesowały, jednak zwróciłam uwagę na coś jeszcze. Mamy opisane, że autor napisał wpierw swoje dzieło, tu ukazują jakie, i gdy wydawca poprosił go o część dalszą, to on ją napisał. Dla mnie to było niewyobrażalnie mądre i jakie magiczne, gdyż jak wiadomo, wiele osób twierdzi, że gdyby się zebrało, sami napisaliby książkę, a tak naprawdę na ich zapewnieniach się kończy. Powstają również dylogie bez zakończenia, gdyż komuś brakło weny. U niego tak nie było. Nie wiem w jakich warunkach pisał, czy gwar mu przeszkadzał, czy był na niego obojętny, no i co na to małżonka? Wiem natomiast, że nie da się zwykłemu człowiekowi zaproponować coś i on raz dwa opisze całą serię. Wyczytałam jednak, że potrafił być perfekcjonistą, gdyż napisana nawet bajka, była przez niego poprawiana kilka razy. Za wszelką cenę chciał pisać coś tak doskonałego, by u innych wzbudzało podziw. Przyznaję, że ta konsekwencja własnego zachowania sprawiła, że jego książki rozpoznawalne ...