Święcicka uraczyła mnie takim nudnym zapisem tego co dotyczy młodej matki, zmiany jej trybu życia i spadku z wysokich obrotów fundowanych w korporacji, a monotonią pracy w domu, że miałam ochotę w trakcie wyskoczyć przez okno i pohuśtać się na placu. Nie, nie o to mi chodzi, że będąc mamą na pełny etat, gdzie dzień jest podobny do dnia i czasem można dostać szału przy powtarzanych czynnościach, będąc dodatkowo odciętym od świata. Chodzi o formę i nużąco podaną treść, momentami rwącą się fabułę i przeskakiwanie do innego wątku.
A motyw lalek i pasji z tym związanych specjalnie też nie zachęca do kontynuacji czytania. Rozbijało mi to skutecznie fabułę, wolałabym skupić się na jednym. Tym bardziej, że hobby sąsiadki przez połowę książki ma się nijak do całości i jest jakby na siłę wplecione, opisane bez większego zaangażowania, chyba że spojrzymy na ten motyw od strony formalnej. Technicznie opisy są wyczerpujące, ale to nie może dziwić skoro autorka pokusiła się o przeczytanie sporej bibliografii na ten temat i udziela czytelnikowi wykładu. Jednak, jak dla mnie, gdy ma się pasję do czegoś to oznacza związek bardzo emocjonalny do zagadnienia, a tutaj nawet nie wiadomo skąd i dlaczego to zaangażowanie. Stąd też chęć by część treści wyrzucić, a nie czytać rozprawy naukowej na temat historii lalek w różnych kulturach. Autorka nie daje tutaj argumentów za tym by te fragmenty miały głębszy sens i wnosiły coś istotnego do całej historii. A do tego jeszcze szamańskie praktyki,...