Dopiero przy drugim czytaniu, po kilkuletniej przerwie, odkryłem, czemu ta książka tak mi się podobała – w pewnym sensie była podobna do „Neuromancera” Williama Gibsona. Jednak z perspektywy czasu zauważam, że Łukjanienko popełnił pewien błąd: chcąc uwiarygodnić swoją opowieść zawarł w niej zbyt wiele detali typowych dla tamtych czasów. Dziś komputer z procesorem z rodziny 386 albo wdzwaniany przez telefon (modem) dostęp do internetu, to prehistoria.
Głównym bohaterem jest Rosjanin Lonia, nazywający też siebie w przestrzeni wirtualnej, Strzelcem. Stary „doomer” – weteran gry „Doom”, strzelanki pierwszoosobowej, uznawanej za pioniera gier FPS.
Dibienko odkrył, wynalazł, napisał Deep-program, który początkowo miał pomagać w medytacji, ale okazało się, że pozwala on zanurzyć się w świecie wirtualnym wszystkimi zmysłami. W Głębi, bo tak nazwano tą przestrzeń, alternatywną rzeczywistość, można grać, pracować, bawić się, żyć. Większość ludzi nie jest w stanie wyjść z Głębi mocą własnej decyzji i dlatego komputery zaopatrywane są w specjalny program, timer, który wymusza przerwanie połączenia z siecią, po określonym czasie. Są jednak wyjątki – nurkowie, elita Głębi, ludzie, którym timery nie są potrzebne, bo potrafią wyjść z komputerowej rzeczywistości, kiedy tylko zechcą.
Lonia dostaje zlecenie od tajemniczego Człowieka Bez Twarzy – z gry o nazwie Labirynt Śmierci ma wyciągnąć gracza, który utknął na 33 poziomie i samodzielnie nie może się wydostać, ...