Czuć, że pisana w czasach angielskiego kolonializmu. Zwierzęta przedstawiane jak w Indyjskiej klasie identyfikacyjnej. Człowiek jako król przerażający szkarłatnym berłem. Świetne epizody, jak ,,wygoniono'' dwunoga ze stada, jak inność omamia i prowokuje do ucieczki. Strach przed obcością w formie dziecięcej blizny. Z czasem słabnie zainteresowanie, z dwóch powodów: mocny początek jest za ostry, i artysta nie potrafi podkręcić wrażeń z wcześniejszych epizodów. Po drugie - epizodyczna narracja nie potrafi już nic nowego przygotować dla czytelnika. Czytasz tę opowieść, jak mało zajmujący program przyrodniczy. Nomen omen przesyt zwierzętami kosztem ludzkiej stopy nadmiernie sprowadza lekturę do niepoważnych problemów osobistych. Zamiast uwieść człowieczymi uczuciami, gnije w dżungli z pierwotnymi czworonogami bez emocji. Dlaczego Tarzana czytało się wybornie, a ,,Księga Dżungli'' jest przezroczysta? Właśnie dlatego, że człowiek został skazany na bycie ,,nigdzie''. Nigdy nie należąc do klanu ludzi, ani do spuścizny prymitywnych małp, które, nie mając świadomości - nie udźwigną surrealistycznej duszy małpiego króla. Ów impas decydował o wielkiej wrażliwości autora, tymczasem ,,Księga Dżungli'' opowiada nie zajmujące historyjki z dusznej Azji Południowej.