Ależ to było męczące!
[można już zacząć na mnie złorzeczyć, jestem gotowa]
Po klasyce literatury młodzieżowej i zapowiadanych rozgrywkach szpiegowskich, spodziewałam się przynajmniej wartkiej akcji. Nadzieję na dobrą zabawę straciłam najdalej po stu stronach. Później już brnęłam jak bohaterowie przez Indie. Poszukiwania Rzeki Strzały przez starego lamę interesowały mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Może dla czytelników bardziej religijnych podróż ta mogła zawierać ważną lekcję, ale ja do nich nie należę. Przygody Kima, chociaż też nie jakoś specjalnie ciekawe, umożliwiły mi ukończenie tej książki, a w połowie naprawdę miałam ochotę się poddać.
Wiem, że to klasyka i w ogóle, ale nie zamierzam tutaj udawać, że mi się podobało, bo tak wypada. Mimo iż Indie nie należą do kręgu moich zainteresowań, to trochę żałuję, że nie dałam się wciągnąć bardziej w ten klimat.