Autor wpadł na świetny pomysł z napisaniem książki, która nie chciała żeby ktoś ją przeczytał. Jest to druga pozycja z tej serii. Chyba każdy, kto próbował ją przeczytać stwierdził, że buntowała się dużo bardziej niż pierwsza. Oczywiście wiemy, że jeśli się czegoś dziecku zabroni, to tym bardziej będzie chciało to robić. Tutaj pozwoliłam sobie przeczytać ją po raz pierwszy przy dwójce dzieci i to był duuuży błąd. Zaraz wam powiem dlaczego, tylko zacznę od początku. Dużym zdziwieniem dla pociech 4 i 10 lat okazał się początek książki, kiedy oświadczyła nam, że właśnie się skończyła:-) Później ugryzła czytającego strasząc wielkimi zębami rekina. Następnie musiałam ją czytać na zmianę krzycząc i szepcząc, aż natrafiłam na labirynt, gdzie znajdując wyjście mogłam dowiedzieć się o co jej chodzi. Przy dzieciach tak łatwo nie było, tym bardziej, że często powieść wyprowadziła nas w pole i musiałam szukać od początku. Następnie przy dłuższym tekście zamieniła literki z S na F i w ten sposób trzeba było ją czytać. To naprawdę nie była łatwa sprawa, bo niesamowicie sepleniłam, a one wciąż się z tego śmiały. Kiedy doszłam do końca, one wykrzyknęły, że mam czytać jeszcze raz, bo to zabawne. Później mnie język od tego bolał:-) Na kolejnej stronie poznaliśmy potwora a na jeszcze następnej obrazek, który zmieniał swoje znaczenie w zależności jak się na niego patrzyło. Dalej książka zgubiła zasięg, później się z nami kłóciła, a jeszcze później kazała nam czytać nazywając obrazki. To był...