Pierwszy raz przeczytałam jakieś 20 lat temu, teraz odświeżam i dalej twierdzę, że pierwszy tom jest taki sobie. Nie najlepiej jak na otwarcie cyklu, nieszczególnie zachęca do kontynuowania przygody z Qwilleranem oraz Koko - genialnym kocim detektywem.
Jim Qwilleran jest dziennikarzem z dziedziny sztuki oraz domorosłym odkrywcą zbrodni i w "Kocie, który czytał wspak" wkraczamy do środowiska artystycznego, które niejednym trupem w szafie może się pochwalić. Jednak cała opowieść jest ślamazarna, dziennikarz dość nijaki, choć wyróżniają go jego wąsy, które podobno posiadają zdolności nadprzyrodzone. Niedostateczne zaangażowanie podczas dochodzenia, brak przeprowadzanych wywiadów środowiskowych, by poznać co, kogo, z kim łączy przeczy dziennikarskiej wiarygodności.
Tomik mniej sensacyjny, a bardziej opierający się na wrodzonym szczęściu, czy przebłyskach intuicji oraz relacjach człowiek - kot. Przyznam, że kota chciałabym w tym związku więcej.
Całość to lekko zbudowana opowiastka, w sam raz do poduszki.