Tryptyk, jaki tworzą dwa nowe dramaty Bronisława Wildsteina - "Adwent" i "Cyrograf" oraz znana już z wybitnej inscenizacji Andrzeja Mastalerza sztuka "Komedianci" dowodzi, że autor znalazł niezwykle oryginalną formę współczesnego spektaklu, który łączy elementy realistyczne i metafizyczne, buffo i tragedię, czyli świat w jakim przyszło nam żyć.
Gdybym miał odpowiedzieć na pytanie – o czym jest ta książka? – bez wahania powiedziałbym, że o ucieczce z utopii. Czasem uważa się, że mądry jest ten, kto potrafi pięknie przedstawić nowy, wspaniały świat, który obiecują nam współczesne ideologie. Bronisław Wildstein zdaje się sądzić, że mądrość polega na czymś zgoła przeciwnym: na niewierze w sztuczne raje, na umiejętności zadawania utopiom niewygodnych pytań, na zdolności do demaskowania ich zniewalającej retoryki, na odwadze w odsłanianiu fałszu i hipokryzji ich dyskursu. Nieważne, czy chodzi o bajeczne wizje nowej sztuki, multikulturowej Europy, czy też o projekcje transhumanistycznego edenu. Pisarz dobrze odrobił lekcję komunizmu. Pamięta, że przyszłość, zwłaszcza świetlana, zawsze jest raczej sprawą wiary niż wiedzy i właśnie dlatego bywa zawłaszczana przez rozmaite ideologie, które – choć obiecują rozwiązanie wszelkich problemów ludzkości – częściej przynoszą katastrofę niż pożytek. Dobrze wie, że potrzeba wiary w szczęście po zaniżonej cenie należy do ludzkiej natury i jest łatwo zagospodarowywana przez rozmaitych inżynierów zbiorowej świadomości. Właśnie dlatego jako pisarz uparcie powtarza swoje „nie wierzę”, nadając swym utworom kształt dystopii.
Gdybym miał odpowiedzieć na pytanie – o czym jest ta książka? – bez wahania powiedziałbym, że o ucieczce z utopii. Czasem uważa się, że mądry jest ten, kto potrafi pięknie przedstawić nowy, wspaniały świat, który obiecują nam współczesne ideologie. Bronisław Wildstein zdaje się sądzić, że mądrość polega na czymś zgoła przeciwnym: na niewierze w sztuczne raje, na umiejętności zadawania utopiom niewygodnych pytań, na zdolności do demaskowania ich zniewalającej retoryki, na odwadze w odsłanianiu fałszu i hipokryzji ich dyskursu. Nieważne, czy chodzi o bajeczne wizje nowej sztuki, multikulturowej Europy, czy też o projekcje transhumanistycznego edenu. Pisarz dobrze odrobił lekcję komunizmu. Pamięta, że przyszłość, zwłaszcza świetlana, zawsze jest raczej sprawą wiary niż wiedzy i właśnie dlatego bywa zawłaszczana przez rozmaite ideologie, które – choć obiecują rozwiązanie wszelkich problemów ludzkości – częściej przynoszą katastrofę niż pożytek. Dobrze wie, że potrzeba wiary w szczęście po zaniżonej cenie należy do ludzkiej natury i jest łatwo zagospodarowywana przez rozmaitych inżynierów zbiorowej świadomości. Właśnie dlatego jako pisarz uparcie powtarza swoje „nie wierzę”, nadając swym utworom kształt dystopii.
Z posłowia Wojciecha Kudyby