Poczytadło z rodzaju tych, co to spojrzeć na okładkę i można odpuścić. Sam w sobie taki se. Bez życia. Miałki. Monotonny.Powiedzmy, że czytałam bardziej zajmujące nijakie ględy.
Może i byłby "do łyknięcia", gdyby nie obecnie współczesne potoczyzny, którymi pani tłumacz hojnie ubarwia wypowiedzi układnej, angielskie wdowy. Gwarowe "O rany", "wparować", Red się jakoś dowie i tu przyleci"...???Regionalizm "Naprawdę ma się ze mną" właściwy bynajmniej nie dla Kent w roku 1813.
Dość, by zepsuć klimat, a jakiekolwiek cieplejsze odczucia względem czytadła zatłuc siekierą.
Można, ale nie trzeba.