Najnowsza przygoda Adama Berga wiąże się z wydarzeniami z początku ubiegłego wieku.
Nad bezkresną Syberią wybucha meteoryt, siejąc spustoszenie i strach wśród lokalnych Emków. Oczywiście, a może niestety, Adam nie wyrusza na Syberię. Za to ponownie trafia do Włoch w poszukiwaniu rodzinnego klejnotu z bardzo nietypowym kamieniem.
Kolejne śledztwo wyrywa dziennikarza z marazmu w jakim się znalazł. Pozwala trochę zapomnieć o osobistej tragedii, i otworzyć się na nowe, na przyszłość. Można powiedzieć, że ratuje mu życie. Chociaż akurat tym razem naprawdę wielokrotnie stanie na granicy życia i śmierci.
Wg mnie z każdym kolejnym tomem robi się ciekawiej. Wątki historyczne są jak zawsze genialne i nieoczywiste. Ale również bohater ewaluje. Mam wrażenie, że z bawidamka staje się poważnym mężczyznom. I to z sukcesami na koncie. Cały czas też liczę, że w końcu zostanie w swojej chacie na skale na dłużej. I może tam rozwiąże kolejną zagadkę.
Z ogromną ciekawością doczytałam sobie o lokalnej ludności z okolicy Podkamiennej Tunguzkiej oraz o tym rejonie i wydarzeniach opisanych w książce. I za to lubię książki Pana Krzysztofa. Nie tylko dostarczają rozrywki, ale też wzbogacają wiedzę. A sama Syberia dla mnie też jest zagadkowa i pociągająca, tak jak dla autora.
„Kamień tunguski” jest najnowszą książką, więc zakładam, że na kolejne spotkanie z Adamem Bergiem trzeba będzie trochę poczekać. Niestety :(
Kto nie czytał tej serii, gorąco polecam.