"Jedna krew" to najnowsza powieść grozy Stefana Dardy, który specjalizuje się w literaturze grozy i fantastyce, laureat Nagrody Polskiej Literatury Grozy i Złotego Kościeja. Bieszczady, rok 1984. Wieńczysław i Nika to bardzo zżyte ze sobą kuzynostwo i nawet różnica wieku ich nie poróżnia. Niestety dziewczyna zostanie potrącona przez samochód i umiera. Chłopak bardzo przeżywa śmierć swojej kuzynki. W dniu jej pogrzebu, gdy wszyscy żałobnicy opuszczają pokój, w którym leży Nika, Wieńczyk kładzie się do trumny dziewczyny, by ostatni raz ją przytulić. Nagle czuję, że ręką kuzynki gładzi go delikatnie po twarzy, gdy sądzi, że jego marzenie się ziściło i kuzynka ożyła, spogląda na jej twarz i widzi, że zamiast błękitnych oczu wpatrują się w niego czarne źrenice, a później nastaje ciemność... Mijają lata Wińczyk jako dorosły już mężczyzna nie wie, czy to co wydarzyło się w dzieciństwie to urojenia, czy zły koszmar, ale często popowraca do tych mglistych wspomnień, gdy cudem ocalał, a jego kuzynka podzieliła los wbijania w serce metalowego zęba brony i odcięcia głowy. Niebawem się przekona, że los kolejny raz wystawić go na próbę, bo koszmar powróci i to on będzie musiała się z tym zmierzyć i zakończyć klątwę jednej krwi... "Jedna krew" to znakomita powieść grozy, która sprawi, że będziemy chcieli więcej i więcej, a za nim się zorientujemy będziemy już na ostatniej stronie. Sama fabuła jest dobrze przemyślana i dopracowana. Autor wie, jak sprawić, by ta historia pochłonęła nas do reszty. Książka wywołuje dużo emocji od chwil grozy po lekkie obrzydzenie np. ucinającej głowy szpadlem. To historia o rodzinie, pokoleniu i mrocznych zwyczajach i sekretach. Fabuła jest napisana w takim sposób, że w tej historii możemy doszukiwać się ziarenka prawdy. Niby zabobony, takie tam bieszczadzkie historyjki, ale zresztą kto go tam wie, w kim czai się zło. Jeśli macie zamiar wybrać się w Bieszczady, uważajcie na siebie i proponuje nosi ze sobą metalowy ząb brony, a nuż się przyda :) Gorąco polecam!