Fragment: Północ dawno już wybiła, i cisza panow ała w wielkim i ponurym gmachu seminaryjnym . A tylko Szymon spać nie mógł. Ciasno mu było, źle na żelaznym łóżku, duszno w celi. Równy oddech śpiącego obok towarzysza drażnił go. Zielone światło nocy letniej męczyło mu oczy. Gorąco mu się robiło nagle, zrzucał z siebie przykrycie. I myśl jedna, jak gwóźdź, wbijała mu się w mózg, coraz głębiej, coraz głębiej. »Jutro... na wieki! Jutro,., na wieki!« Tak. N a wieki. Na życie całe, aż do godziny śmierci. I na wieczność całą, czy na królowanie w niebie, czy na piekielne męki ogniste — on kapłanem będzie. Znaku, który na nim położą, nie zetrze już nigdy nic, nic. Kapłanem będzie, Bożym pomazańcem, solą ziemi, światłością świata. Panem i królem nad wielu duszami. Ale też i sługą, zaprzedanym sługą Kościoła. Niewolnikiem, który głosu nie podniesie, ani zdania nie wypowie, lecz któremu, gdy powiedzą; »Idź« — pójdzie, a powiedzą: » Wróć się !« — to się wróci.