AGATA NA TO NIE ZASŁUŻYŁA
Kryminał, w którym w roli detektywa występuje sama Agata Christie – to dla wielbicieli autorki gratka nie lada. Od razu jednak włączam tryb przypuszczający. Byłaby. Ale nie jest, a wielka szkoda.
Pomysł marketingowo świetny, no bo wielbicieli Agaty są miliony i prawie każdy, z taką samą nadzieją jak ja, skusi się do przeczytania książki, by zanurzyć się znów w świat five o’clocków, genialnych detektywów, błyskotliwych intryg i kipiących, choć głęboko skrywanych emocji bohaterów. Skusi się i będzie żałował.
Powieść Andrew Wilsona ma się tak do twórczości Agaty Christie jak kawa parzona z fusów do włoskiego espresso: cienka, przewidywalna, na kilometr pachnąca imitacją.
Agata Christie w roli detektywa jest bezbarwna i drętwa. Gdzie jej tam do miss Marple czy Herkulesa Poirot, który opanował do mistrzostwa posługiwanie się małymi, szarymi komórkami. Agacie – detektywowi szare komórki do dedukcji nie są potrzebne. Prowadzi nudne dochodzenie opierając się prawie wyłącznie na intuicji.
Ulubionym sformułowaniem Wilsona, które ma w zamierzeniu popychać śledztwo do przodu jest konstatacja: coś tu się nie zgadza. To słaba taktyka, niestety. Nic dziwnego, że się nie zgadza, skoro intryga jest tak mocno naciągana. Do tego akcja toczy się ślamazarnie, właściwie tylko z obowiązku przerzucamy kolejne kartki.
Autor korzysta też nagminnie z ulubione...