Kto nie marzy o idealnym ślubie? Tak, wiem. Nie wszyscy pragną ślubu, ale jeśli już jest planowany, to oczekujemy, żeby był perfekcyjny. Dla jednych jest to skromna uroczystość, romantyczna przysięga, dla innych kilkudniowa, huczna impreza- jak kto lubi.
•••
Jules i Will na swój wymarzony dzień udają się na małą irlandzką wysepkę. Każdy szczegół jest dokładnie zaplanowany, rodzina i znajomi na miejscu, organizatorzy w gotowości. Brzmi jak dobry plan, aczkolwiek trochę nudna byłaby z tego książka, sami przyznajcie.
Aby jednak nie było zbyt nudno, poznajemy szereg intryg, tajemnic z młodzieńczych lat, tajemnic z dorosłego życia, no i tajemnic osób, którzy są obdarzeni całkowitym zaufaniem.
•••
Co czułam czytając „Idealny ślub”? Ciekawość. Od samego początku wiedziałam, że coś się wydarzy. Coś, co albo będzie oklepane, albo wgniecie mnie w fotel. Może w fotel mnie nie wgniotło, ale też nad książką nie zasnęłam.
Przykładowo wieczór kawalerski, który przeżywał świadek panny młodej, mnie rozczarował. Spodziewałam się czegoś znacznie gorszego niż faktycznie się stało. Zaś największa tajemnica rodziny i „przypadek” w wyborze miejsca już były dla mnie kompletnie zaskakujące.
Czułam też złość. I gniew. I współczucie. Nie będę zdradzać wobec kogo- zorientujecie się, jeśli sami przeczytacie.