Przed kilkoma laty po raz pierwszy zetknęłam się z piórem Lucy Foley w jej debiutanckiej powieści obyczajowej zatytułowanej „Utracona i odzyskana”. Pamiętam, że emocjonująca historia odkrywania tajemnic przeszłości matki głównej bohaterki wywarła na mnie ogromne wrażenie. Kiedy więc w zapowiedziach wydawnictwa Filia ukazała się wzmianka o najnowszej książce autorki „Idealny ślub”, wiedziałam, że któregoś dnia na pewno po nią sięgnę. Moja radość była ogromna, gdy otrzymałam propozycję zrecenzowania tej powieści jeszcze przed jej premierą, która miała miejsce 24 lutego. Właśnie zakończyłam lekturę tego niezwykle inteligentnego thrillera i na gorąco spieszę podzielić się swoimi emocjami oraz wrażeniami.
„Zabiłbyś żeby tam być…”
„Zrobiłbyś wszystko, by tam być?”
Tego rodzaju pobudzające naszą ciekawość stwierdzenia, retoryczne zapytania możemy odnaleźć na okładce książki, która z jednej strony kontrastuje z tytułem powieści, z drugiej natomiast pięknie wpasowuje się w wydarzenia opowiedziane przez autorkę.
Tytułowy idealny, czy może raczej perfekcyjny ślub ma połączyć dwoje atrakcyjnych młodych ludzi Jules i Willa obracających się w świecie mediów, celebrytów i sławy Wydarzenie zostało zorganizowane z ogromną pompą, z uwzględnieniem najmniejszego szczegółu, bez ograniczeń finansowych, jednym słowem… perfekcyjnie i na pokaz. Ceremonia ma się odbyć na małej irlandzkiej wysepce, gdzie wstęp mają jedynie organizatorzy, Para Młoda i ich zaproszeni goście. Dla niewielkiej Inis an Amplora to świetna reklama. Dotąd wyspa uważana jest za martwą, nawiedzoną i bez przyszłości. Po spektakularnym wydarzeniu jest szansa, że ludzie zwrócą się w stronę morza i będą o niej mówić z ekscytacją, a organizatorzy Aoise i Freddy otrzymają szansę zdobycia kolejnych intratnych zleceń. Ale czy rzeczywiście?…
Kiedy wszystko jest już przygotowane i dopięte na „ostatni guzik” wraz z pierwszymi gośćmi na wyspie pojawiają się też nieprzewidziane zdarzenia i nie całkiem miłe niespodzianki. Pogoda zaczyna się psuć, nadciąga sztorm, pierwszy drużba zapomina garnituru, a wspomnienia z pamiętnego wieczoru kawalerskiego nie dla wszystkich są przyjemne i warte zapamiętania… To tylko początek wielkiej lawiny, która zostaje uruchomiona wraz z przeszłością bohaterów. Perfekcyjnie stworzona bańka pozorów pęka i wyłania się z niej smutna prawda, której trzeba stawić czoła.
Lucy Foley stworzyła genialną wręcz opowieść, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Misternie spleciona sieć intryg zadziwia, zaskakuje i prowadzi do niespodziewanego finału. Groza stworzonych sytuacji miesza się z groteską i iluzją. W tej historii nic nie jest takie, jakim się wydaje. Igranie z losem, nieszanowanie przyjaźni, wykorzystywanie ludzi i chora zazdrość połączona z zawiścią prowadzą do zguby.
Jestem pod dużym wrażeniem jeśli chodzi o kreacje bohaterów. Skomplikowane, złożone osobowości doświadczone w różnym stopniu przez życie zmagają się z często poważnymi problemami. Jednak gdy zajdzie taka potrzeba potrafią idealnie odgrywać swoje role. Bohaterowie tej powieści to mistrzowie kamuflażu, pozoranci, wśród których prym wiedzie Will Slater – Pan Młody i główny bohater. Autorka zadbała o realizm postaci, udało jej się bardzo dobrze nakreślić wzorce charakterologiczne ze wszystkimi wadami i zaletami.
„Idealny ślub” to bardzo dobrze skonstruowana powieść. Wydarzenia przedstawione z punktu widzenia kilkorga osób oraz różne płaszczyzny czasowe przeplatające się ze sobą wzajemnie mogłyby sugerować pewne poplątanie wątków i chaos w ogólnym odbiorze. Na szczęście nic takiego nie ma tutaj miejsca. Wydarzenia są spójne, klarowne, a akcja metodycznie, krok po kroku zbliża nas do zaskakującego finału.
Przyznaję, że dawno nie czytałam tak dopracowanej i przemyślanej książki. Lucy Foley podoba mi się chyba jeszcze bardziej właśnie w thrillerach, gdzie potrafi naprawdę rozwinąć skrzydła. Jednak jeśli zależy Wam przede wszystkim na grozie, mroku i spektakularnych efektach typowych dla horrorów to „Idealny ślub” nie do końca spełni to zadanie. Klimat odludnej wyspy z grzęzawiskami, starym cmentarzem i krwawą historią nie do końca przekonuje i tworzy nastrój.
Doskonały ślub Jules i Willa ostatecznie okazał się daleki od perfekcji i na pewno nie zabiłabym, ani nie zrobiłabym wszystkiego, aby na nim być. Mogłabym za to odwiedzić nieco odludną Inis an Amplora z pałacykiem, ogrodem, wysokim nadmorskim klifem i torfowiskami pełnymi borowiny. Bardzo chętnie przeniosłam się tam w powieści „Idealny ślub”, a wrażenia, jakich doświadczyłam pozostaną w mojej pamięci na długo.
Polecam serdecznie.