Wstrząsające, a jednocześnie interesujące i trzymające w napięciu wspomnienia autorki z lubelskiego więzienia na Zamku, kilku lat obozu koncentracyjnego Ravensbrück i pierwszych tygodni wolności. Wspomnienia te, jak każda literatura obnażająca odczłowieczenie i okrucieństwo wszelkiej maści „panów świata”, wywołała refleksje dotyczące kondycji człowieka, faktu niezwykłej łatwości przekonania do zbrodniczych ideologii tzw. zwykłych ludzi i nieuzasadnionego, często, poczucia bezpieczeństwa do momentu, w którym okazuje się, że tej śniegowej kuli nie można już zatrzymać.
Im więcej takich lektur mam za sobą, tym częściej nurtuje mnie pytanie, co działo się z tymi, którym udało się przetrwać ten koszmar, przeżyć? Jak wielu z nich potrafiło później żyć? Tak po prostu. Co o tym decydowało? Umiejętność zapominania? Wybaczania? Zachowana wiara w człowieka? W Boga? Autorka kilkakrotnie wspominała o kobietach, które mimo że fizycznie żyły, to jako ludzie już umarły. Wydaje się, że dla autorki niezwykle ważne było poczucie, że nawet w najtrudniejszych sytuacjach, należy być człowiekiem. Mam jednak wrażenie, że człowieczeństwo rozumiane przez autorkę różni się od człowieczeństwa rozumianego przez mnie. I stąd pewnie dyskomfort odczuwany niejednokrotnie przeze mnie podczas lektury. Niemniej uważam, że jest to ważne świadectwo, interesująco, także pod względem literackim, przedstawione i warte czytania przez nowe pokolenia.