Brawo! Brawo! Brawo!
Brawo za podjęcie tematu. I zobrazowanie go w taki sposób.
Że jestem pod wrażeniem. Że jestem poruszona do głębi.
Polski Dom Prawdziwy. Z Ojcem.
I z matką. I z księdzem w tle.
Z obsesjami. I z kompleksami. I wyobrażeniami.
Brawo za kunszt narracyjny.
Ze się zastanawiam: czy sięgam oto do samego dna władzy – przemocy, pogardy, emocjonalnego okrucieństwa? Bo poznaję opowieść z takiej perspektywy, z percepcji ofiary, a jednak cały czas chcę doszukiwać się dobrych cech patriarchy. Że kocha, że chroni, że tęskni. Że odpowiedzialność za wychowanie. I że moje pragnienie zrozumienia przewyższa moją złość i moją empatię... A przecież otrzymałam właśnie r o z d z i e r a j ą c e studium bólu. Fizycznego i psychicznego. Studium wieloletniego upokarzania i poniżania. I poddania się w bezradności.
Dlaczego więc? Bo genialna narracja nie nazywa wprost domu i rodziny patologicznymi. Rysuje wyrafinowany obraz typowej, powszechnie akceptowanej rodziny i powszechnie akceptowanego wzorca wychowania.
Brawo za trzyczęściową kompozycję.
Przedtem – wtedy – potem. Bardzo plastycznie pokazane nam zostało drzewo genealogiczne. Wielopostaciowo – z wszystkimi zróżnicowanymi historiami obrazującymi nam fascynujące "przedtem". Widzimy, że owo "przedtem" nie niesie w sobie patologii, nie powinno generować zła dla kluczowego "wtedy" z pejczem w roli głównej.
A kończące "potem"? "Potem" okazuje się jednoznacznym, bezkompromisowym...