„Czy poezja nie powinna być szczególnie wyczulona na anonimowe, niewysłowione przesłanie, strawione przez zgiełk śmierci i chaos kłamstwa?” – czytamy w krótkiej nocie załączonej do zbioru. Polkowski cyklem osiemnastu wierszy odpowiedział na własne pytanie. Użyczył swojego głosu ofiarom masakry, która stanowiła tyleż masakrę fizyczną, co i – na dłuższą metę – masakrę psychiczną. Nie wszystkim, rzecz jasna, mógł głosu użyczyć, tylko niektórym: pięciu zastrzelonym, jednemu rannemu, czterem bolejącym matkom, dwóm ojcom, dwóm synom, dwom żonom, jednej narzeczonej, jednemu bratu. Ale to w zupełności wystarczyło, by poznać klimat życia owej nieuleczalną naznaczonej traumą zbiorowości ludzkiej, rozmiary poniesionej przez nią straty, emocjonalną głębię doświadczonego nieszczęścia, syzyfowe prace pamięci i zapomnienia, i mocowanie się wyobraźni z niewyobrażalnym