Filthy Rich Vampire

Julian zostaje obudzony przez asystentkę Celię po (tylko😀) trzech dekadach snu. Przebywa na swojej prywatnej wyspie. Powodem zaś pobudki jest zaproszenie od matki. Co pięćdziesiąt lat bowiem odbywa się sezon towarzyski wampirów organizowany przez rodzinę Rousseaux a teraz dodatkowo jeszcze będą Obrzędy (czytaj: swaty). Przyszła pora na niego by poślubił śmiertelniczkę i mieć potomka.

Thea jest wiolonczelistką, kelnerką i studentką. Chałturzy na imprezach z innymi muzykami. Tak trafiła na rozpoczęcie sezonu organizowane przez Sabine Rousseaux w San Francisco.

Uwiodła go zapachem. Odurzyła. I sprawiła (nieświadoma tego), że zapragnął ją chronić. Chociaż to przecież on był niebezpieczny jak cholera. Do tego nie działała na nią jego perswazja, nie bała się go i jeszcze mu rozkazywała. Zabawne.
Ciekawa relacja się zrodziła.
Jego rodzina nie była zachwycona. On sobie z tego niewiele robił. Ważna była ONA. A życie dziewczyny zostało wywrócone o 360 stopni.
...
Romans dziewięćsetletniego wampira i śmiertelniczki. Podróże, imprezy, bogactwo, seks, magia, bale, bankiety i orgie, współzawodnictwo, polityka. Jest też dużo wampirologii i wiedźmologii.
Taki miks kilku książek w jednej. Bo zauważyłam podobieństwa tematyczne, sytuacyjne do innych pozycji, które czytałam.
Przyjemna w odbiorze lektura.
A za miesiąc będzie drugi tom😊, który chętnie przeczytam.