Konstrukcyjnie jest wierna schematowi autorskiemu. Zaczyna się od spojrzenia w umysł zabójcy, od przedstawiania morderstwa, aby następnie przejść do Wallandera. Akcja toczy się dwutorowo. Ze strony policji ekipa Wallandera próbuje dojść do prawdy i dowiedzieć się kim jest morderca, a co jakiś czas pojawia się morderca i jego chory umysł. Tutaj akcja toczy się w Szwecji, więc nie ma przeskoków miejsca akcji, tak jak to było w 'Białej lwicy'. Fenomen Mankella polega na tym, że czytelnik od początku prawie wie, kim jest morderca, a jednak z ciekawością śledzi śledztwo Wallandera. Interesuje nas proces dochodzenia do prawdy i sama prawda, która tutaj jest okrutna. W tej części chyba tylko policja jest dobra, wszystko inne budzi grozę: postacie, ich zachowanie i wydarzenia, czyli seria zabójstw i to, co do niej doprowadziło. W życiu osobistym Wallander jest chyba najbardziej pogodzonym z sobą i bliskimi spośród wszystkich dotychczasowych części. Wszystko zaczyna mu się układać, więc zgodnie z zasadą 'życiowości', pewnie w następnej części wszystko mu runie.....
Ciekawy jest więc kryminał, w którym od początku wszystko wiadomo. Nie jest jak u Agathy Christie, gdy to czytelnik otrzymuje ślady, wskazówki i do końca zgaduje kto jest mordercą. Tutaj akcja jest dynamiczna, krok po kroku coś się dzieje, atmosfera grozy gęstnieje, pojawiają się kolejne trupy i to co jest niewiadomą, to sieć zależności pomiędzy ofiarami. Czytelnik dostaje pytanie, na które odpowiedzieć musi ...