,, Kiedyś przywiązałem osę do obu dzwonków, w miejscach, gdzie uderza młoteczek, wybijając początek dnia.
Zawsze otwieram oczy, zanim zadzwoni budzik, więc zdążyłem wtedy na pokaz".
Przede wszystkim już na samym wstępie muszę zaznaczyć, że książka jest bardzo bezpośrednio napisana, prostym i oczywistym językiem. Przedstawia losy bohaterów, którzy niekoniecznie mają poukładane w głowie. Jeden z braci jest w zakładzie psychiatrycznym, a drugi robi dobre miny dla świata, choć sam powinien być w podobnym miejscu. Ich ojciec to jedna wielka zagadka z ilością obsesji większą niż ilość cząsteczek w powietrzu. Historia bardziej zakręcona niż włosy po ondulacji z przeznaczeniem na tabu, jeśli chodzi o jej treść.
Główny bohater nieźle zaszedł mi za skórę. Już od początku zaczęłam mieć do niego sceptyczne nastawienie, ale potem było tylko gorzej. To okrutnik, który lubi znęcać się nad ludźmi i zwierzętami. Bawi go cierpienie innych, bo wydaje mu się, że każdy zasłużył na karę. Całkowicie ignoruje uczucia innych mając wszystkich za nic. Pastwi się nad wszystkimi fizycznie i psychicznie. Nie szanuje swojej rodziny i robi wszystko, by im zaszkodzić. To pierwsza książka, którą tak znielubiłam. Nie czułam tutaj najmniejszej skruchy bohatera, ani wrażenia, że to tylko powieść. Bohater to okrutnik, którego nie chcę dłużej poznawać. To pierwsza moja recenzja pisana z trzęsącymi się dłońmi. Nie wiedziałam co się ze mną działo, ale z każdym zdaniem czułam jak oplata mnie jeg...