Młoda służąca w czasach głodu, w środku zimy, ucieka z dotkniętej zarazą kolonialnej osady Nowego Świata do zupełnie nieznanego, dzikiego życia dającego jednocześnie wyzwolenie i wykorzenienie. Pozbawiona prawdziwego imienia, traktowana wcześniej w najgorszy możliwy sposób, dziewczyna wyrusza w podróż na północ, nie znając celu swojej podróży: w jej trakcie musi się zmierzyć z chorobą, nieprzewidywalną pogodą i dzikimi zwierzętami oraz ludźmi mającymi niecne lub niejasne zamiary. Ma zakrwawione dłonie, sprawiedliwe serce i głowę pełną słów ze świętych pism. Wie, że podążą za nią. A więc biegnie. A my biegniemy razem z nią, w te „Dzikie bezkresy”.
Fikcja historyczna, do której autorka sięgała już w Wyspie kobiet, to oczywiście skuteczna metoda badania współczesnych problemów – choćby zmian klimatycznych, religii, walki płci, tożsamości, kwestii statusu rdzennej ludności – przy wykorzystaniu języka innej epoki. Groff po raz kolejny zadaje tu uniwersalne pytanie o to, do czego jest zdolny człowiek, gdy postawi się go w sytuacji ekstremalnej. To opowieść o przetrwaniu, w której ani dla bohaterki, ani dla czytelnika nie będzie taryfy ulgowej.
Krążą plotki, że „Dzikie bezkresy” to pierwsza część planowanej trylogii o końcu imperium. Jednak przywołując tę pierwotną historię dziewczyny zagubionej w lesie, powieść Groff nawiązuje także do alegorycznej wędrówki. Mamy tu znaną od wieków przypowieść o władzy, pandemiczną baśń o zarazie i historię o dobrze znanym kobiecym strachu. Kryjące się w cieniu potwory, których boi się dziewczyna, to nie są groźne stworzenia szczerzące zęby, tylko mężczyźni.
Wydanie 1 - Wyd. Pauza
Wydanie 1 - Wyd. Pauza