"Spętaliście mi czyny, ale myśli bujały swobodnie, bo troskliwość wasza nie sięgała aż tak głęboko. Bo nie zagłębialiście się nigdy bardziej niż w jamę ustną, czy jem i muszlę uszną, czy czysta"
Co jakiś czas, pewnie długi to czas, rodzi się taki ktoś jak Janusz Korczak i jak bohater tej książki, Janek. Ktoś, kto ma jakoś specyficznie zaburzoną hierarchię instynktów. Ktoś, u którego egoistyczny instynkt samozachowawczy z powodzeniem ustępuje pola działania empatii i altruizmowi.
Janek, syn bogatego fabrykanta i kupca, właśnie wrócił z a granicy, gdzie, powiedzmy, że rozglądał się po świecie. Ojciec oczekuje teraz od swego syna, że zajmie się czymś konstruktywnym, że będzie w końcu człowiekiem. A Janek odpowiada:
"Chcę, żebyś był człowiekiem, po co ? i co to znaczy "być człowiekiem ?"
Młody mężczyzna nie potrafi się odnaleźć w otaczającej go rzeczywistości, cierpi, powiada:
"Uczyli mnie szukać logarytmów i sodu w rozczynie i nerwów na trupie, ale jak szukać duszy, kiedy zaginie ?"
W końcu postanawia, że napisze książkę, o tych najbiedniejszych, najmłodszych i tych najczęściej niemających nic do gadania. Zatrudnia się jako nauczyciel dzieci biedaków, to co tam widzi niemal urąga wszelkiemu człowieczeństwu. Bieda, nędza, i wykorzystywane do ciężkiej orki dzieci, których potrzeb nawet tych najmniejszych, elementarnych, nikt nie zaspokaja.
Książka jest o dzieciach, ale na pewno nie dla dzieci, jest moim zdaniem zb...