„(…) życie jest traceniem, a mądrość polega na tym, by godzić się ze stratą”.
Każdy człowiek na potrzeby własnego życia tworzy sobie autorskie definicje: szczęścia, spełnienia, normalności, problemu, czy swoich granic.. Znakiem pewnej „dojrzałości” jest dostrzeżenie i zaakceptowanie zupełnie innych formuł tych pojęć – dla nas zupełnie obcych, będących w nawiasie i poza nawiasem, dla kogoś innego – naturalnych. I chyba właśnie to – niespodziewane, wymykające się schematom, a przecież tak znajome, dotykające najczulszych strun ludzkiej wrażliwości – przemyca w swoich książkach Jakub Zając.
„Dziczek” to nieszablonowa historia, utkana z nieprzypadkowych słów opowieść postała „na mocy” przemyślanej decyzji zawierającej oznaczenie stron, rozstrzygnięcie, rozbudowane uzasadnienie i pouczenie oraz wymowny podpis. Dzięki temu „widzimy wyraźniej, czujemy mocniej, rozumiemy więcej” – a „horyzont oczekiwań” jest do samego końca nieuświadomiony.. Mamy „do pomocy” dźwięki: „rozmowy i szepty”, „słowa, frazy i zdania”, „tupoty, trzaśnięcia i brzęki”, „śmiechy, płace i jęki”, „krzyki radości i spazmy rozpaczy” i ciszę.. Mamy też obrazy: ciemność, „pokój zrobiony z niepokoju”, kamień wrzucony do strumienia, wieżę z kloców i inne.. Wszystko sklejone ze sobą „za pomocą smutku”, angażujące cały potencjał własnych wyobrażeń obnażony „z wszystkich nadmiarów oraz niedoborów”, pukające do twierdzy ugruntowanych przekonań, mącące spokojne wody przyjętych za pewnik wyobrażeń.
„Dziczek” to nieliteralnie i metaforycznie namalowany obraz szepczących do ucha, wypowiadanych na głos, a niekiedy wręcz krzyczących natrętnych myśli i wizjonerskich wynurzeń – o budowaniu i burzeniu wieży własnych ograniczeń, próbach ucieczki z góry skazanych na porażkę, o relacjach, samotności, rozpoczynaniu wciąż na nowo, o radach których się nie posłuchało, oczekiwaniach jakich się nie spełniło, rzucaniu kamienia do strumienia i w końcu o poszukiwaniu bliskości we wspomnieniach z przeszłości.
„Dziczek” oferuje kilka sposobów na „zdziczenie”. Ktoś może znaleźć tu siebie, ktoś kogoś bliskiego, a ktoś inny kogoś zupełnie obcego. Dla mnie trudna, wymagająca lektura po stokroć warta poświęconego jej czasu i zachęcająca do powtórzenia tego doświadczenia, może nawet nie raz.
Polecam.