Połasiłam się na tę " ...i guwernantkę" najbardziej ciekawa, co panna ma takiego w sobie, że jaśniepan poleciał na nią od drugiego wejrzenia bardzo energicznie.
...i wrąbałam się jak jakiś siorbotłuk w środek grubszej afery, godzącej nie tylko w nazwisko i imię rodziny Redgrave ogólnie, ale i w podstawy brytyjskiej monarchii. Ojej.
Tutaj brawa dla Kasey Michaels za stopniowanie amorów na rzecz wydarzeń dla pobudzającej fabuły bardziej właściwych. Bo mimo, że lędźwie Valentine'a płoną żywym ogniem do rudego ślepowrona, pierwszeństwo nad ekscesami erotycznymi mają tu motywy niegodziwe, obfitujące w elementy wszeteczne.
Na teraz pozostaje mi przyjąć na klatę, że w pokerowych podchodach w celu unicestwienia Stowarzyszenia, Redgrave'owie uzyskują przewagę. Tak jakby prawie, lecz jeszcze nie koniecznie.
A ponieważ ani Harlequin Polska, ani wydawnictwo Harper Collins Polska nie ma zwyczaju informowania o nazwie cyklu, ani o umiejscowieniu kolejnych tomow w chronologii zdarzeń - pozostaje odszukać pierwsze części i zapoznać się się z tą frapująco romansowo-familijną awanturką od początku.