„Dwór cierni i róż” Sarah J. Maas to historia, którą czytałam parę lat temu. Pamiętam, że w tamtym czasie byłam oczarowana całą serią. Postanowiłam po latach ponownie ją przesłuchać w wykonaniu Anny Szawiel, która spisała się w roli lektorki i przyznaję, że mimo upływu lat wciąż bawiłam się wspaniale poznając tę historię na nowo. Zaskakuje mnie fakt, iż całkiem sporo z niej pamiętałam, choć są wątki, które totalnie wypadły mi z głowy.
Nie jest to idealna książka, ale ma w sobie to coś, co sprawia, że wciąga tudzież trudno jest się od niej oderwać. Początek mi się nieco dłużył, lecz im dalej, tym lepiej. Autorka interesująco ukazała świat przedstawiony. Oprócz fae pojawiają się także inne rasy np. suriele, nagi czy gobliny. Z tego, co pamiętam w drugim tomie ten świat jest o wiele bardziej rozbudowany i robi o wiele większe wrażenie.
Pomysł na fabułę jest interesujący. Autorka zainspirowała się „Piękną i Bestią", tworząc oryginalny retelling tejże baśni. Feyra poluje, aby zdobyć pożywienie dla swojej rodziny. Podczas jednej ze swoich eskapad z@bija wilka, który okazuje się być fae. Niebawem do drzwi dziewczyny zapuka Tamlin, przyjaciel denata, który w ramach rekompensaty żąda, aby Feyra zamieszkała na jego włościach zgodnie z treścią traktatu, który napisano po Wielkiej Wojnie pomiędzy fae a ludźmi. Bardzo podobały mi się elementy nawiązujące do tej bajki, które niepozornie się pojawiają w różnej postaci. Sama oś fabularna jest skupiona na motywach z „Pięknej i Bestii”.
“Potrzebujemy nadziei, bo ona daje nam siłę, by trwać.”
Bohaterowie są dla mnie istotną części każdej opowieści. Książka z nudną fabułą, ale z charyzmatycznymi, intrygującymi bohaterami może mi się podobać. W „Dworze Cierni i Róż” główną bohaterką jest Feyra Archeron, łowczyni, która polowała dla dobra swoich sióstr, a także ojca. Za sprawą obietnicy złożonej matce czuła się w obowiązku im pomagać. Trudno mi powiedzieć czy ją polubiłam. Autorka chciała wykreować ją na silną kobiecą postać, ale z drugiej strony niezmiennie irytowała mnie swoją głupotą. Szczególnie, gdy ktoś jej mówił, żeby czegoś nie robiła albo gdzieś nie poszła, a ona dosłownie od razu stwierdzała, że robią jej to na złość. W sumie z tym świętem Calanmai mogli jej od razu wytłumaczyć,dlaczego ma tam nie iść, ale i tak mogła się domyślić, że mają jakiś powód. Mam do niej ambiwalentny stosunek, bo mimo wszystko jej kibicowałam oraz powiedzmy zyskała namiastkę mojej sympatii. Wykazała się jednak odwagą, determinacją w dalszym ciągu tej opowieści. Jeśli zaś chodzi o Tamlina, to jakoś nie czuję się do niego przekonana. Jest okej, ale nie wzbudza jakoś przesadnie sympatii. Najbardziej intrygujący jest dla mnie Rhysand, który jest nieoczywisty, tajemniczy, mroczny, oraz fascynujący. Co ciekawe prawie każdy z bohaterów jest szary moralnie.
Jeśli chodzi o wątek romansowy, to nie będę ukrywać, że nie przypadł mi do gustu. Nie jestem fanką Feyry i Tamlina, ale sądzę, że nie każda relacja musi być idealna. Nie wszystkie relacje w książkach muszą nam pasować. Przy pierwszym czytaniu pamiętam, że niezbyt mi pasowała, lecz teraz widzę, iż autorka faktycznie wszystko przemyślała. Tamlin i Feyra niestety wcześniej nie mieli okazji, żeby lepiej się poznać, co skutkuje w dalszym ciągu historii. Pozytywnie czy negatywnie? Tego wam nie zdradzę.
Podsumowując „Dwór cierni i róż” Sarah J. Maas to całkiem dobra powieść fantasy, która pomimo kilku mankamentów dostarczyła mi rozrywki oraz skłoniła do różnorodnych przemyśleń. Bawiłam się przednio, ale uważam, że nie jest to historia, do której wrócę po raz trzeci. Aktualnie jest to małe prawdopodobne. Ostatecznie 1 tom cyklu ACOTAR otrzymuje ode mnie ocenę 7/10. Jeśli szukacie książki, w której znajdziecie intrygujący świat przedstawiony, różnorodne rasy od fae po gobliny, nieoczywistą intrygę, nieco irytującą główną bohaterką oraz wątek romansowy, który nie do końca sprosta waszym oczekiwaniom, to ta książka jest dla was. Jest nieoczywista, pasjonująca i zaskakująca. Bowiem znajdziecie w niej też zagadkę do rozwiązania.