Panna Ōishi/Koishi* postanowiła, że nie da blaskowi w oczach swoich uczniów zniknąć, choć postanowienie to było niemożliwe do spełnienia. Bo życie niosło ze sobą zawody, straty i trudne uczucia. Bo wkrótce miała nadejść wojna, która zmusi mężczyzn do oddania życia, która przyniesie biedę i głód, która wpłynie na kolejne pokolenia.
„Dwadzieścioro czworo oczu“ to powieść z 1952 roku, której akcja rozpoczyna się w 1928 i ciągnie do lat powojennych. Stanowi kwintesencję określenia „słodko-gorzka“, jako że ma w sobie lekkość i humor oraz ból i niewygodę. Potrafi wywołać uśmiech na twarzy czytelnika, ale wyciska też łzy. Przyznaję, że pierwszy raz spotykam się z osobą autorką, która przetrwała Drugą Wojnę Światową, ale w swojej prozie zawarła ciepło. Która nie mówiła wyłącznie o degradacji społeczeństwa, o zniszczeniu jednostki, ale skupiła się na więziach między ludźmi. Ktoś umiera, ktoś zostaje sprzedany, ktoś wraca okaleczony, a jednak nauczycielka Ōishi, pomimo smutku, dalej ma w sercu wiele miłości dla swoich uczniów.
Akcja powieści rozgrywa się w małej wiosce, gdzie wszędzie jest daleko. Okoliczne miasteczka wydają się wielkim światem, a rower to niecodzienny środek transportu. Ludzie prowadzą spokojne życie, do którego wkrada się państwowa propaganda oraz tragedie na skalę, której mieszkańcy nie rozumieją. Jest kameralnie, w tle globalnie, a w centrum mamy kobietę, która oddała serce dzieciom, nastolatkom, dorosłym.
...