Kiedy usłyszałam, że Paweł Jakub Sochacki jest rodowitym Lubuszaninem, obudził się we mnie patriotyzm urodzeniowy i przyznaję, że sięgnęłam po tę książkę głównie ze względu na mój - ukierunkowany czytelniczo - sentymentalizm. Dostałam jednak książkę, po której przeczytaniu nie mogłam zebrać szczęki z podłogi. Takiej, która zwróciła moją uwagę na wydarzenia, o których nigdy wcześniej nie myślałam, gdy poznawałam kulisy realizowanej przez Trzecią Rzeszę tragicznej wizji idealnego świata…
Erna cierpi na depresję i pod koniec II wojny światowej zostaje przeniesiona do zakładu psychiatrycznego Obrawalde, gdzie bezbronni i pozbawieni opieki chorzy, doświadczali największego, nieludzkiego wręcz okrucieństwa. Los stawia ją w epicentrum zbrodniczych eksperymentów medycznych i technik masowej zagłady, gdzie wydawać by się mogło, że śmierć jest wybawieniem, o które przyjdzie jej się modlić najgorliwiej. Okazuje się jednak, że nawet z poziomu piekła można dostrzec iskrę nadziei i ogromne pokłady dobra w drugim człowieku. Zwłaszcza, jeśli wspólnym mianownikiem jest podobne cierpienie.
Jeśli szukacie przejmującej lektury, gdzie autor buduje fikcję na kanwie prawdziwych lokalizacji, które bez trudu znajdziecie na mapie Polski, ta książka będzie dla Was idealna. Przedstawiony w książce szpital dla obłąkanych znajduje się bowiem we wschodniej części Międzyrzecza, w dzisiejszych Obrzycach. Koncepcja uzdrowiskowego zakładu, skłaniała rodziny chorych do wysyłania tam swoich bliskich, licząc na ich szybka rekonwalescencję. Ruch eutanazyjny, który powstał po dojściu Hitlera do władzy, sprawił jednak, że miejsce to okazało się być dalekie od ideału przedstawianego na zdjęciach i pocztówkach. Dla pacjentów stało się symbolem zagłady i horroru, a właśnie o tym jest ta książka.
Trudno w takiej tematyce doszukać się happy endu, jednak autor fantastycznie zobrazował dążenia bohaterów do znalezienia sensu, ich wiarę w cuda pomimo ograniczeń i trudności. To ciężka powieść o społecznych podziałach i bestialskich ideologiach, które przenikają się z pragnieniami uleczenia dusz, szlachetnością w najczystszej postaci. Ja przepadłam i muszę to napisać: wzruszyłam się wielokrotnie, bo nie mogłam przejść obojętnie wobec niektórych fragmentów jako matka.
Dodatkowym plusem tej książki są barwione brzegi, mój ulubiony trend na rynku wydawniczym, jak również interpretacja w formie audiobooka, który jest dostępny na Legimi. Kolorystyka okładki do mnie nie przemawia, ale rozumiem jej przesłanie – no cóż, nie można mieć wszystkiego. Zachęcam Was do jej przeczytania. Jestem przekonana, że Wami wstrząśnie, ale równocześnie zachwyci, zostanie w sercach na długo. Autorowi gratuluję – jeśli tak wyglądają debiuty powieściowe to ja mogę się głośno bić brawo.