Jeśli do tej pory lubiłam twórczość Freidy McFadden, to teraz ją po prostu uwielbiam. Choć doskonale bawiłam się przy wszystkich jej powieściach, to jednak narzekałam zawsze, że w którymś momencie autorka szła o krok za daleko ze zwrotami akcji. Tym razem jednak nie mam żadnych uwag i po prostu chcę więcej.
"Dobra koleżanka" to piąta powieść Freidy McFadden, którą miałam przyjemność czytać, jednak ostatnio tak bardzo porwały mnie "Zamknięte drzwi", czyli ta pierwsza. Naprawdę nie mogłam oderwać się od tej książki i choć miałam inne plany, to odsunęłam je w czasie, by dokończyć lekturę, a jej treść w pełni mi to wynagrodziła.
Dawn to typ kobiety, którym zawsze bałam się stać, choć i w skórze Natalie nie chciałabym być - przeciętność czasami wcale nie jest zła. Ekscentryczna księgowa z bzikiem na punkcie żółwi próbująca się zaprzyjaźnić z firmową gwiazdą - to mogłoby się udać tylko w filmie Disneya. W prawdziwym życiu kończy się... zabójstwem?
Muszę przyznać, że to jedna z najbardziej zaskakujących książek, jakie czytałam w ostatnich latach. Nawet nie chodzi o zwroty akcji, bo tak naprawdę moją uwagę zwrócił tylko ten jeden główny w połowie powieści, istotny był raczej sposób prowadzenia narracji. Początkowo moja dedukcja szła w jednym jedynym kierunku, ale z perspektywy czasu dostrzegam, że to byłoby zwyczajnie za proste, choć do pewnego momentu składało mi się w całość. Autorka świetnie wykreowała swoich bohaterów, a właściwie to przede wszystkim bohaterki, dzięki temu tym trudniej było rozgryźć główną intrygę.
Wspomiałam już, że tym razem nie mam żadnych uwag, a to znaczy, że zakończenie nie zostawiło mnie tym razem z poczuciem, że autorka przekombinowała. Jakkolwiek mało realny wydaje mi się taki scenariusz, tak wszystko w nim jest fikcyjnie logiczne.
"Dobra koleżanka" to brawurowy thriller psychologiczny jednej z mistrzyń gatunku. Freida McFadden ma to do siebie, że gdy raz porwie czytelnika w szpony swoich opowieści, ten będzie wracał po więcej. Mam tylko obawę, że po jej powieści już nigdy nie spojrzę tak samo na żółwie.
Moje 10/10.