Fascynująca przygoda z Konopnicką i opowieścią Magdaleny Grzebałkowskiej, która w dobrze znanym nam już stylu snuje melancholijną, kiedy trzeba dosadną opowieść o nieszczęśliwej poetce, która nieszczęście zawdzięcza swojemu losowi, mężowi, chorobom, trudom jakie dotyczyły wszystkich żyjących w niemal 200 lat temu ludzi. Dużo dowiedziałam się o leczniczych terapiach wtedy popularnych, a dziś wracających do łask - hydroterapię nazywamy dziś morsowaniem, pijawki też stają się coraz bardziej popularne, ale o wcieraniu sobie w oczy kokainy jeszcze nie słyszałam. Są okresy w jej życiu kiedy dobę musi dzielić na 4 części: ,,za dnia gotuje, szyje, pierze. Wieczorami pomaga dzieciom w nauce. Nocami pisze. Sypia krótko.’’ I choć każda z nas - matek czuje namiastkę tego jak to jest żonglując tyloma rolami, to mamy w tym życiu o wiele więcej udogodnień niż miała Maria. Zazdroszczę jej tych podróży, że miała szansę pojeździć po świecie, bo za tym moja dusza tęskni okrutnie bedąc w kieracie żony, matki i przedsiębiorczyni. Czułam tę Konopnicką jak przez skórę i pokochałam ją, jej charakter i twórczość. Wielki podziw. Świetna biografia.