„Demon i mroczna toń” to książka na którą zdecydowałam się poprzez youtubową rekomendację, nie znając poprzedniej, głośnej powieści Stuarta Turtona. Już w drugim zdaniu otwarcie powiem, że się nie zawiodłam.
„ (..) wszędzie było tak samo. Jedyną walutę stanowiła siła, a jedynym celem okazywała się władza. Życzliwość, współczucie i zrozumienie ginęły pod butami, bezwzględnie wykorzystywane, tak jak każda słabość.”
Fabuła powieści rozgrywa się w roku 1634, na pokładzie statku Kompanii Wschodnioindyjskiej, zmierzającego do Amsterdamu. Tuż przed rozpoczęciem podróży, bohaterowie zostają ostrzeżeni przez trędowatego, że nadchodzący rejs stanie się ich zgubą. Mężczyzna po chwili płonie żywcem, a po bliższych oględzinach okazuje się, że miał obcięty język. W takich okolicznościach rozpoczyna się wielomiesięczna, morska przeprawa, która okaże się śmiertelną pułapką dla większości pasażerów.
„Saardam to nie tylko deski i gwoździe, tak jak wół jest czymś więcej niż tylko mięśniami i ścięgnami. Statek miał brzuch pełen przypraw, wielkie białe skrzydła na plecach i róg wskazujący kurs na dom. Każdego dnia wygładzali mu sierść słomą i naprawiali rozdartą skórę. Zakładali szwy na jego delikatne konopne skrzydła i ostrożnie prowadzili go przez niebezpieczeństwa, których sam nie był w stanie dostrzec.”
Książka jest pisana w trzeciej osobie czasu przeszłego i w głównej mierze śledzimy losy Sary Wessel, która jest żoną gubernatora, będącego człowiekiem u władzy, który ma duże wpływy i decyduje o losach statku i zaopatrzenia. Drugą czołową postacią jest Arent Hayes, bratanek Gubernatora, który znalazł się na statku z powodu lojalności wobec przyjaciela zakutego w kajdany. Kiedy na Saardamie zaczynają się dziać dziwne rzeczy związane z demoniczną działalnością, człowiek-legenda, który rozwiązywał najtrudniejsze zagadki śmierci, kradzieży i przestępstw, zostaje wtrącony do małej celi, a pałeczkę musi przejąć jego kompan i pomocnik. Arent nie czuje się osobą godną tak trudnego zadania i wątpi w swoje umiejętności. Mamy tu podobną zależność do prozy przedstawiającej Sherlocka Holmesa i Doktora Watsona, z tym, że tym razem ten drugi musi stanąć w epicentrum intrygi. Arentowi pomaga Sara, która jako arystokratka do pewnego stopnia może cieszyć się swobodą na statku, podsuwając dobre pomysły i sposoby uzyskiwania informacji. Ta dwójka w bardzo sprytny i przekonujący sposób szuka luk w rozumowaniu, które jasno wskazywałoby na działanie sił nadprzyrodzonych, które zawładnęły statkiem. Pozostałe postacie są obecne i bardzo dobrze zaznaczone. Mają charakter i zachowanie przystające do sytuacji, a ponadto zlewają się z pewną surowością otoczenia, które jest srogie i nieprzyjazne.
„Mroczną tonią starzy marynarze nazywają ludzką duszę (..) Wierzą, że nasze grzechy spoczywają w niej jak wraki statków na dnie oceanu.”
Całość jest poprowadzona zgrabnie i zagadka jest do tego stopnia zawiła, że wręcz nie przyjmowałam do wiadomości możliwości udziału osób trzecich przy tak wymyślnych wydarzeniach. No bo jak wytłumaczyć dodatkową latarnię, palącą się w oddali na czerwono, jeśli z portu wypłynęło jedynie siedem statków? Załoga jest co rusz wystawiana na kolejne próby w niesprzyjających okolicznościach, wszak statek na pełnym morzu nie daje możliwości ucieczki. Książka mimo, że jest dosyć gruba, jest napisana w sposób ciekawy i od pewnego momentu zdecydowanie wciąga. Zachowane są pewne konwenanse i drobiazgi przystające do epoki. Myślę, że całość stanowi ciekawą zagadkę dla fanów prozy kryminalnej z lekką nutą intrygi i brutalności.
https://angeliconpoint.blogspot.com/