Jak ktoś trafie zauważył, bardziej to psychologiczny dramat aniżeli sf. I - zrów ktoś - trafniej stwierdził, że za dużo tu alkoholu. Ha, jak to zdanie przeczytałam, pomyślałam, że co?! Ano, całkiem spora liczba kartek książki to po prostu popijawa. Rozmowa i popijawa. Więc o czym w końcu toto jest?
Ano... Tommy przybył, by uratować swoich, poniekąd niewoląc nas (ale tylko na szczeblu politycznym). Oczywiście, że jest istotą wyższą, mądrzejszą, ale i tak małpy okazują się sprytniejsze. Przeraziło mnie jednak, jak się zakończyła książka, a raczej jak zakończył się pomysł, w którym nadzieje pokłada umierający gatunek... Ale nikt nie mówił, że Tommy jest heroiczny (a czy ja bym była? Nieee.)
Szybo się czyta, książka nie ma nużących opisów, jak już to takie trochę notatki z dnia. Czułam na karku oddech Zimnej Wojny - i tak, umiejscowienie w czasie pasuje, a to, co się dzieje w ostatnich rozdziałach, już wszelkie wątpliwości rozwiewa. Czy polecam? Nooo może być. Szału nie ma, ale blamanżu też nie. Na okładce przeczytałam, że ponoć jest film - a ciekawe, jak dorwę, to obejrzę.