„Czarny Świt” to debiut literacki Urszuli Kusz-Neumann, na który czekałam z dużą niecierpliwością, albowiem niektórzy z Was mogą znać Ulę z działalności na bookstagramie.
Na progu odziedziczonej po babce przez rodzeństwo Hanzów chaty znalezione zostają zwłoki młodej kobiety.
Wciskający się za kołnierz mróz i śnieg — zima w swym najbardziej spektakularnym wydaniu, tworzy odpowiednie tło dla rozgrywających się wydarzeń. Współczesna zagadka kryminalna ściśle powiązana jest z przeszłością rodziny Hanzów, z niechlubną przeszłością sięgającą czasów drugiej wojny światowej i historii Sybiraków. To przejmująca i straszna odsłona tego okrutnego okresu w dziejach ludzkości, gdzie mróz, głód i choroby zbierały obfite żniwa.
„W tej wsi nikt nie umie trzymać języka za zębami, kiedy trzeba, ale jak nie trzeba, to wszyscy milczą jak zaklęci”.
Uwielbiam, gdy w powieści przenikają się dwie płaszczyzny czasowe, zdaje mi się wtedy ona znacznie bardziej interesująca. Miejsce akcji i panujący na tej skutej lodem wsi klimat, zmrozi nas do szpiku kości. Wszędobylski mrok i skrywające się w nim tajemnice potęgują niepokój i napięcie. To dla mnie bardzo ważne, by polubić głównych bohaterów i właśnie tak się stało. Rafał jest miejskim policjantem a Wiktoria zbuntowaną artystką. Oboje mają sporo na sumieniu, choć to właśnie ona od początku jawi się jako ta mniej kryształowa, a przez to znacznie ciekawsza postać. Co takiego uczynili i komu tak bardzo zaleźli za skórę? A może ktoś chce, by zapłacili za winy przodków?