"Opowiadano sobie długo z oburzeniem we wsi, że Krawcowie odmówili pomocy nawet pogorzelcowi. Jest bowiem stary zwyczaj na Podhalu, że gospodarz się spali gospodarstwo, bierze wóz i konie własne lub pożyczone i jeździ od wsi do wsi, od domu do domu i każdy mu daje garść siana lub słomy, albo trochę żywności. I takiemu biedakowi Maryna i Franek - którzy z racji swej zamożności mogli dać nawet cały snopek słomy owsianej na paszę - odmówili wsparcia. Bywały wprawdzie chwile, kiedy wydawało się, że Krawiec wstydził się swego skąpstwa i zachłanności, ale zdarzało się to coraz rzadziej. Teraz również przeczytawszy ogłoszenie w "Gazecie Podhalańskiej" nie odczuł wyrzutów sumienia, tylko pokiwał głową nad przebiegłością swojej żony..."