Liczyłam na rewelacyjną historię, a dostałam… sama w sumie nie wiem co. Po książce „A jeśli jesteśmy złoczyńcami” byłam zachwycona piórem M.L. Rio, więc z ogromną chęcią sięgnęłam po kolejną powieść tej autorki i jestem w szoku – niestety w negatywnym znaczeniu tego słowa. Wiadomo, książka jest krótka, dlatego nie nastawiałam się na jakąś głęboką i mega zaskakującą fabułę, ale to, co przeczytałam… myślałam, że to jakiś żart. Serio. Na stronie dokładnie 136 przeczytałam napis KONIEC. W tym momencie pomyślałam „niezły żart”, bo książka ma 172 strony i BYŁAM PEWNA, że to taki żarcik, a autorka podrzuciła jeszcze kilka stron, gdzie dokończy fabułę i rozwieje wszelkie wątpliwości, ale… tak się nie stało. Pozostałe strony to podziękowania, playlista i fragment książki „A jeśli jesteśmy złoczyńcami”.
Jestem naprawdę zawiedziona, zwłaszcza że pomysł na fabułę był świetny. Stary cmentarz, gruba znajomych, tajemnicze szczątki zwierząt, podejrzane eksperymenty. Chętnie przeczytałabym o tym więcej, a dosłownie wygląda to tak, jakby autorka napisała początek dobrej książki i uznała, że nie chce jej się dalej pisać i skończy ją w momencie, gdzie nawet się dobrze nie rozwinęła. Historia jest krótka i można przeczytać ją w jeden wieczór, jeśli szukacie czegoś mrocznego i krótkiego, ale trochę nie widzę sensu tej książki. Mimo wszystko wciąż polecam „A jeśli jesteśmy złoczyńcami” i mam nadzieję, że coś równie dobrego wyjdzie jeszcze spod pióra tej autorki.