Dziś słów kilka o nowelce „Ci, którzy nie śpią”, czyli moim pierwszym spotkaniu z M.L.Rio.
🐁⚰️
Mój entuzjazm opadł już przed lekturą, po ujrzeniu wielu negatywnych recenzji. Mówiono, że książka jest zbyt krótka, nierozwinięta, zmarnowany potencjał. I nie ukrywam, właściwie zgadzam się z tym wszystkim.
🐁
Grupa osób, które łączy nocny tryb życia, spotyka się codziennie na cmentarzu przy zamkniętej na cztery spusty kaplicy. Stoją, rozmawiają, palą. Tej nocy jednak znajdują świeżo wykopaną dziurę w ziemi i zaczynają śledztwo – skąd się wzięła? Kto ją wykopał? Po co?
🐁
„Ci, którzy nie śpią” przedstawia pięć osób z różnymi zaburzeniami. Na nieco ponad stu dwudziestu stronach nie sposób rozwinąć ich osobowości i zdecydowanie tu do tego nie dochodzi. Wiemy, że każdemu z nich coś dolega, z czymś się zmagają, i to tyle.
Nie da się zżyć z żadnym z bohaterów bo – ponownie – za mało jest na to stron. Niestety w związku z tym zostali mi oni zwyczajnie obojętni.
Sama historia i zagadka również nie powala. Owszem, ciąg zdarzeń doprowadzający do rozwikłania jej jest całkiem ciekawy, jednak ostateczne zakończenie mnie rozczarowało.
Niewiele więcej da się tutaj napisać – książka jest tak krótka, że to właściwie nie historia, a jej muśnięcie. Gdyby została rozwinięta, prawdopodobnie byłaby naprawdę ciekawa. A tak – spędziłam wieczór nad lekturą, o której zaraz zapomnę.