Po co pisać książkę o chemii? Już podtytuł próbuje dać odpowiedź na pytanie, na co nam się to może przydać.
Czy to jest podręcznik, poradnik? W mojej opinii jest to sposób odczarowania chemii, pokazanie ogromu wiedzy z tej dziedziny nie od strony negatywnej, jak w szkole.
Jest to książka napisana z polotem, ale nie jest łatwa w odbiorze. Bo o naukach ścisłych nie można opowiadać bez konkretów. Pojawiają się więc wzory i równania chemiczne, symbole pierwiastków, przydługie nazwy związków chemicznych – nie ma bata! To wszystko powoduje, że trochę jest jak w szkole. Jednocześnie autor wciąż konfrontuje swoją opowieść z tzw. szkolną podstawą programową.
Autor próbuje pokazać nam praktyczną stronę znajomości chemii. Dlaczego jedną plamę na ubraniu zmywa się wodą, a drugą nie? Co to są detergenty i kiedy zostały wynalezione? Jakie było pierwsze tworzywo sztuczne?
Mimo że Wojciech Orliński pisze w tonie żartobliwym, myślę, że nie wszyscy uczący się latami bez zrozumienia tego przedmiotu zaakceptują taką konwencję.
Są tu zagadnienia bardzo istotne z punktu widzenia nauki, jednak prawdopodobnie osoby nielubiące chemii nadal nie przyjmą tej wiedzy.
Autor jednak sprytnie próbuje 😊, pisze np. o związkach węgla, omawia szereg praw chemicznych i wplata w to … np. poezję Norwida.
Książka jest bardzo praktyczna, bo ma podkreślone kolorem definicje, są ładne rysunki równań chemicznych czy reakcji (dla wzrokowców), autor poszedł też w kierunku rysunków satyrycznych. Jednym słowem autor dużo zrobił, by zachęcić do tej gałęzi wiedzy.
Dostajemy bardzo szeroki przegląd zagadnień z zakresu chemii – bo poza chemią organiczną i nieorganiczną jest jeszcze ciekawy rozdział o chemii jądrowej.
Żeby przyswoić wszystkie walory tej książki, nie wystarczy przeczytać ją jeden raz.
Wabikiem dla czytelnika może być fakt, że zawiera ona wiele cennych sformułowań, którymi można błysnąć w towarzystwie. Mimo że praktycznie nie jest się znawcą chemii 😊.
Ciekawym wątkiem jest rodzaj współczucia dla uczniów, którzy, żeby „zaliczyć” przedmiot, muszą tak wiele wykuć na blachę.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Pani Bognie Piechockiej z PRart oraz Wydawnictwu Znak.