Ech, wspomnień czar.. W latach mojej nauki szkolnej "Boso, ale w ostrogach", wraz z inną książką Grzesiuka ("Pięć lat kacetu") były często stosowanym środkiem zaradczym na tzw. "trudną" młodzież.
Z tego, co pamiętam, to absolutnie każdy miejscowy psycholog/ pedagog szkolny wciskał je na siłę kolejnym interesantom. Przychodząc do gabinetu można było z góry założyć, że usłyszy się gorące namowy do przeczytania tych książek, niezależnie od tego, z jakiego powodu tam wylądowałeś- tym powodem mogły być zwykłe wagary, albo problemy z matmy (nie, to nie żaden kit), o bójkach nawet nie wspominając.
Kiedyś naiwnie myślałem, że skoro tak te książki zachwalają, to muszą być to pozycje genialne. Teraz (kiedy nie jestem młodym- gniewnym, tylko starym- wku*%#*ym) widzę, że Grzesiukowa proza była stosowanym wobec uczniów "Młotem na czarownice"- ot, byle się jak najszybciej problemu pozbyć, bo kawa stygnie. Trzeba było tylko rzucić jakiś ochłap, co by uczeń nie myślał, że pedagog ma go zupełnie gdzieś- więc jak mantrę powtarzano: "czytaj Grzesiuka!".
No dobra, a jak się prezentuje sama książka?
Może szału nie ma, ale jest całkiem dobrze. Powinna przypaść do gustu mieszkańcom stolicy, a zwłaszcza Czerniakowa. Mi osobiście spodobał się knajacki klimat przedwojennej, ubogiej dzielnicy, jej charakter i koloryt.
Język, jakim operuje autor nie jest zbytnio wyszukany- jest raczej prosty, przepełniony gwarą więzienną, ale przystępny w odbiorze, nawet dla ludzi dalekich od tego typu tematów. Jednak bardzo szybko wkrada się monotonia, bo czytelnik niemal widzi przed swoim nosem autora który napina biceps, traktując go jako jedyny argument.
Fabuła jest jazdą na skróty przez życiorys Grzesiuka, a co za tym idzie jedyną cechą trzymającą ją w ryzach, jest chronologia- od lat dziecięcych, wczesnej młodości, aż po wojnę i epilog w powojennej rzeczywistości. Gdyby pozbawić całość tej chronologii, to książka pozostałaby tylko zbiorem pojedynczych historyjek opowiedzianych przez bohatera.
Ano właśnie, co z bohaterem?
Pomimo tego, że przejawia czasem jakieś pozytywne, dobrze umotywowane odruchy, które mogą go od biedy pokazać jako "dobrego chłopaka", to jednak przez większość czasu czytelnik ma do czynienia z archetypem dresiarza. Wiecie, taki co to za cichy chód po chodniku da w mordę albo sprzeda kosę, jednocześnie posługując się kodeksem honorowym, ledwo, ledwo związanym z cywilizowanymi normami społecznymi.
Prawdę mówiąc, nie wiem czemu Grzesiuk wśród tych psychologów zrobił taką furorę. Ja rozumiem, że dążenie bohatera do wyrwania się z biedy, jego tytaniczny niemal wysiłek żeby dojść do czegoś, to rzecz która naprawdę może wpłynąć budująco na uczniaka, który ma problemy nie tylko w obrębie szkoły, ale cała reszta dosyć skutecznie te pozytywy tłumi. Kult kultem, ale trzeźwa ocena jest taka, że to książka "tylko" dobra. Nie doradzałbym jej czytania na siłę, ale z ciekawości można po nią sięgnąć- na pewno nie zaszkodzi.