W 2018 roku dość sukcesywnie z miesiąca na miesiąc wsiąkłam w powieści Mii, które zaczynały swoje tytuły od bez. Bez lęku i Bez uczuć pokochałam od pierwszej strony, Bez szans bardzo lubię, Bez winy podobało mi się już mnie, a Bez pożegnania uważam za niewypał. Zostały mi zatem do przeczytania Bez powrotu i Bez złudzeń, zdecydowałam się na tę drugą, która niestety mnie nie zachwyciła.
Eloise po śmierci matki trafiła pod opiekę ojca, który nie potrafił się nią należycie zająć. Wykorzystana seksualnie przez kolegę ojca, wzrasta w poczuciu bezradności i osamotnienia. Po ukończeniu szkoły średniej zdana tylko i wyłączenie na siebie decyduje się zostać striptizerką przybierając imię Crystal. Pewnego dnia zauważa, że przygląda się jej chłopak, innych od tych wszystkich, którzy widzą w niej jedynie obiekt pożądania. Tym kimś jest Gabriel Danton, który chce porozmawiać z dziewczyną. Chłopak jak dziewięcioletnie dziecko został porwany. Po sześciu latach wrócił do rodziny, jednak tam spotkała go kolejna trauma – śmierć rodziców w wypadku samochodowym. Siłę i oparcie znalazł w młodszym bracie i artystycznej twórczości. Niestety nie potrafi przebrnąć przez barierę bliskości fizycznej. Dojrzawszy wcześniej w klubie Crystal niepasującą do tego miejsca, wybiera ją na powierniczkę swoich obaw i obsesji. Czy to był dobry wybór?
Tak historia wyjątkowo nie przypadła mi do gustu. Jak na dotychczasowej powieści Sheridan, ta wydaje mi się płytka, do bólu schematyczna, przesłodzona w nieodpowiednich momentach, w sumie to można by to podsumować dwoma słowami – bezsensowna historia. Zdecydowanie najgorsza książka autorki. Ode mnie 2/10.