Pierwszy raz - nie patrząc na to, co czytam - sięgnąłem po osławionego Mroza. I tu nie jedno zaskoczenie, a dwa: po pierwsze primo daje się to czytać, a po drugie primo w niczym nie przeszkadza podczas lektury fakt, że to już prawie 10 część jakiejś serii. I cieszę się, że trafiłem akurat na część w Bieszczadach, gdzie Forst trafia na mały odwyk nie tylko od Tater. Ja do Tatr nie mam żadnego stosunku, a do Bieszczad i owszem, choć i tam, i tu bywałem równie nieczęsto.
Akcja, a nawet poszczególne postaci przypominały mi na tyle serial Wataha, że zacząłem się zastanawiać, kto pisał scenariusz dla filmu. Jednak to chyba Mróz się inspirował filmem, nie odwrotnie. No i swoją wycieczką w Bieszczady, o czym pisze w epilogu książki. Jego kryminał w zasadzie spełnia oczekiwania, jakie można by mieć wobec literatury popularnej, która chce popularyzować jakiś region. Są to tylko podstawowe informacje, ale przeciętnemu czytelnikowi niekiedy i to wystarczy. Pisze więc, że mieszkali tam Łemkowie i Bojkowie, wspomina kulinarne specjalności regionu i ostrzega (sposobem prowadzenia akcji) że w górach można spotkać niedźwiedzia. Tego wszystkiego dowiemy się również z folderów turystycznych lub z jednego weekendowego pobytu w okolicy, ale cóż - dla niektórych kryminał jest tekstem bardziej strawnym.
Forsta (nomen omen) w powieści wcale nie ciągnie w las, lecz raczej do miasta - czyli do butelki lub jeszcze bardziej do narkotyków. Cokolwiek wywołało tę przypadłość w poprzednich częściach, trzeba stwierdzić, że gość się mazgai i lituje nad sobą, co mu zresztą w twarz powie pierwsza napotkana kobieta. I jego przełożony. Na szczęście natura, w postaci miejscowego deus ex machina, potrafi pozbawić wymoczkowatego jęczyduszę jego zabawek razem z plecakiem i to go prawdopodobnie naprostuje na kolejne, zapowiedziane przez autora odcinki. Ja jednak już nie zamierzam sięgać ani po kolejne, ani po wcześniejsze części. Tyle rozrywki (niezgorszej, lecz powierzchownej) od Mroza jako próbka mi wystarczy.
P.S. Niewykluczone, że na moją - dość wysoką - ocenę książki więcej zapracował lektor, Krzysztof Gosztyła (fenomenalny!), niż autor.