Batman i mitologia Lovecrafta się lubią. Skąd, jak nie z jego prozy zaczerpnięta została nazwa azylu Arkham? W końcu więc musiał spotkać się też z czymś jeszcze mocniej z Lovecraftem się kojarzącym. I to spotkanie mamy właśnie w tym tomie, inspirowanym „Zagładą Sarnathu”. I to tomie bardzo dobrym, choć po Mignoli można by się spodziewać więcej.
O komiksie możemy przeczytać, że:
Gotham, rok 1928. Minęło dwadzieścia lat, odkąd szaleniec zamordował rodziców młodego Bruce’a Wayne’a, spadkobiercy jednej z najstarszych fortun w mieście. Wkrótce potem Bruce uciekł przed rzezią Gotham i głosem ostrzegającym go, by przygotował się na nadchodzący świat. Teraz Bruce Wayne powrócił. A za nim wróciło piekło...
Mike Mignola, twórca „Hellboya” i spec od horrorów i mitów wszelkiej maści, tym razem ogranicza się do roli scenarzysty. Bierze sobie jednak do pomocy współscenarzystę, a także operującego podobnym stylem rysownika. I myślę, że gdyby zrobił ten komiks solo, wyszedłby o wiele lepiej. Nadal jednak jest bardzo dobrze, na poziomie legendarnego, wydanego przez TM-Semic zeszytu „Sanctum”. Akcja, mrok, dużo nawiązań i bardzo przyjemny klimat. Nieźle to wszystko jest zilustrowane i sprawdza się zarówno, jako wariacja na temat Batmana, jak i Lovecrafta, a bardzo ładne wydanie pozwala lepiej cieszyć się tą opowieścią. Oby tak wznowiono jeszcze kilka jej podobnych – choćby „Gotham w świetle lamp gazowych”.