"Baszta czarownic" Kochańskiego to przedziwna książka. Z ręką na sercu przyznaje, że początek wbił w fotel, natomiast im bliżej środka, a potem końca zastanawiałam się co Autor chce osiągnąć takim rozpisywaniem się bez celu, ładu i składu. Bo i ile początkowo dowiadujemy się, że w realnym świecie pojawia się dwóch osobników, którzy z tego świata nie pochodzą- nie mam na myśli kosmitów, w grę wchodzą tajemnicze persony z magicznego uniwersum, i jakoś łatwo jest przyjąć, że muszą oni być enigmatyczni, bo to takie intrygujące, ale myślę, że około 95% czytających pragnęło by w końcu dowiedzieć się kim są. Tymczasem Kochański prowadzi intrygę, brutalnie morduje poszczególnych uczestników gry, w którą wplątali się zupełnie przypadkowo, po to by po kilkunastu stronach wrócić ich do żywych.
Nie wiadomo co ma się wydarzyc- a coś ma się stać, coś strasznego, potężnego, ogromnie niebezpiecznego, a właśnie wokół tego co ma nastąpić Autor buduje napięcie, które koniec końców opada, bo nie przekazuje fundamentalnych informacji dotyczących owego łubudu.
Postacie Wielgusa i Pożogi są kompletnym przeciwieństwem, i jakoś jeszcze ratują ten przybytek odrealnienia, zwłaszcza, że Pożoga jednym ukazuje się jako kobieta, innym jako mężczyzna, a we śnie jako wilk, co powoduje pewnego rodzaju zamieszanie, ale też autentyczne rozbawienie.
Najmocniejszym atutem powieści jest humor, czarny, często wulgarny, ale też wiele ironii. I faktycznie, gdyby nie to, że można byłoby zwyczajnie poś...