Czasami mam wrażenie, że czytałam już wszystko i nic mnie nie zaskoczy. Oczywiście to ogromne uproszczenie, bo choćby z racji tego, że ograniczam się do dwóch gatunków, z pewnością nie znam wszystkich motywów i trendów w literaturze. Ale i thrillery wciąż mogą być oryginalne, a dowodem jest ten, o którym opowiem poniżej.
"Ask for Andrea" to pozornie książka, którą normalnie skreśliłabym bez czytania. Unikam wątków paranormalnych, bo nic mnie tak nie drażni, jak duchy i inne nielogiczne rozwiązania fabularne. Kojarzy mi się to najczęściej z tym, że autor tak się zamotał we własnej fabule, że nie potrafił jej inaczej spiąć i po prostu poszedł na łatwiznę. U Noelle W. Ihli jest dokładnie na odwrót.
Dawno nie byłam tak zaangażowana w powieść. Nie potrafiłam oderwać się od tego na wpół realnego świata, tak różnego od moich preferencji opartych na tym, co jest do bólu wytłumaczalne. A jednak ta konkretna historia zyskała na tym, że mogliśmy zajrzeć na drugą stronę. Bez tego byłby to tylko kolejny thriller o seryjnym mordercy oparty na współczesnych możliwościach technologicznych.
Niezwykłym doświadczeniem było dla mnie przyglądanie się temu życiu po życiu, temu jak ofiary są bezradne w próbach powstrzymania swojego oprawcy. Skłoniło mnie to też do zastanowienia się na tym, czy moje wyobrażenia są podobne, do tego, co przedstawiła autorka i choć nie doszłam do jednoznacznego wniosku, to jej teoria jest bez wątpienia spójna na przestrzeni całej fabuły.
Trudno mi pisać o niektórych wątkach tej powieści, gdyż łatwo można w ich analizie przekroczyć granicę i odebrać radość z odkrywania pewnych faktów samodzielnie tym, którzy są przed lekturą. Niby już opis zdradza bardzo dużo, jednak pewne niuanse mogą mimo to okazać się zaskakujące.
"Ask for Andrea" to książka, którą zapamiętam na długo. Noelle W. Ihli sprawiła, że nie żałuję wyjścia z mojej strefy komfortu. Nie mam wątpliwości, że to najbardziej oryginalny thriller, jaki czytałam w ostatnich latach, więc niech to będzie dla Was jasną rekomendacją.
Moje 9/10.