Wieje porywisty wiatr i pada rzęsisty deszcz, które wespół smagają mnie niczym wilgotnym biczem.
Bezimienna, młoda dziewczyna ze wsi, straciwszy w napadzie zbrojnych całą rodzinę, rozpoczyna w więzach swą drogą do Teraticos - stolicy Cesarstwa, jednego z pięciu władztw Pendorum. Nie umie czytać ani pisać, jest niemową. Ma ukrytą własność, nad którą sama nie panuje - wychodzi z ciała jako "czysty duch", mogąc się poruszać po okolicy, widzieć i słyszeć wszystko niezauważona... Pochodzi z Otchłani - jak nazywają zamorskie ziemie mieszkańcy Cesarstwa, którego zwyczaje i rozrywki przypominają trochę starożytny Rzym. Z targu niewolników bohaterka szybko trafia do szkoły gladiatorów, gdzie po pierwszej zwycięskiej walce z apokaliptycznym potworem (bo jak u św. Jana: osiem rogów, dwie paszczęki itd.) xeratoxem zyskuje pseudonim artystyczny Anrea - po jakiejś bogini, pogromczyni potworów.
Cały pierwszy tom to niemal wyłącznie opis coraz bardziej wymyślnych walk na arenie, w których Anrea-gladiatrix rozcina brzuchy, ucina ręce, krew się leje, flaki wypadają, a ona oczywiście zwycięża, robiąc coraz większą karierę wśród publiczności. Najlepsze, że to mordowanie zdaje jej się podobać - jak w jakiejś grze komputerowej, w której chodzi tylko o szlachtowanie kolejnych wypadających na ekran przeciwników. Dla równowagi autor nie szczędzi nam również erotycznych opisów z podziemi Koloseum, gdzie między walkami pomieszkują gladiatorzy, a faceci muszą sobie przecież s...